wtorek, 5 lipca 2011

Herbata #2

-Z Cathrine to długa historia. Ona jest przemienioną... po części z mojej winy, ale może tego nie pamiętać... Zresztą to cholernie długa historia i nie ma nic do rzeczy. W ich hierarchii zajmuje najniższe z możliwych miejsc, więc Lavoise się nią wysługuje bo żaden inny przemieniony by się nie dał tak traktować człowiekowi. Natomiast jeśli chodzi konkretnie o tę żmiję Lavoise'a to jeśli kogoś tutaj szukasz to chyba najlepszy punkt zaczepienia. Jest jeszcze Lucjusz, tego znam osobiście, jeden z pierwszych tworów Markusa - John zaciągnął się głęboko po czym wypuścił z płuc kłęby gęstego dymu.
Wsłuchał się w muzykę na razie ignorując wszystko co działo się dookoła. Chciał na chwilę odpocząć od tego co go otaczało i od postaci, z którymi dzielił to pomieszczenie. Odpłynął we wspomnieniach dalekich podróży gdzieś na granicy czasu i przestrzeni. Lubił to cholernie. Chyba właśnie po to się urodził. Był pilotem, Warp Riderem, w swoich czasach jednym ze śmiałków, o których krążyły legendy. Sam przecież odkrył lub zmapował wiele nieznanych układów, wytyczał szlaki handlowe, był awangardą dla wojskowych zwiadowców. Kiedy to było? Właściwie... kiedy to będzie? Ile musiał by jeszcze żyć aby doczekać tych czasów? Chyba za długo nawet jak na jego możliwości. Jedyna szansa leżała w Kadaverze i w chłopaku, którego spotkał. Czuł jednak, że to nie wszystko. Musiał przecież zrobić coś z Marcusem, ale pytanie - co? Próbował już nie raz. Peter nie mógł przemówić mu do rozumu to on ma potrafić? Dziwne myśli poczęły się kłębić w jego głowie. Bał się. Autentycznie bał się, że wydarzenia uległy na tyle daleko idącym zmianom, że nie da się ich odkręcić. Zresztą nic co się stało nie da się odkręcić. A co jeśli teoretycy z jego akademii lotniczej mieli rację i przez zmianę historii Marcus stworzył coś co nazywa się "równoległymi wymiarami"? Co jeśli John i Peter utknęli w "nie swoim świecie"?
-Cholera jasna - mruknął przytłoczony wieloma pytaniami, na które nie znał odpowiedzi, spojrzał na psa
-Zajmij się chłopakiem, skup się na tym co teraz - głos Petera przeszył jego głowę niczym mocne uderzenie w skroń
-To telepatia Peter, nie musisz się wydzierać - odpowiedział w myślach
-Tym co teraz... - ponownie usłyszał głos kompana
Ta rozmowa wyrwała go z nostalgii i niepewności pełnej obaw. Spojrzał na Lamer'a, który jakby bił się z własnymi myślami. Stało się to wręcz ewidentnym gdy walnął głową o blat.
-Jeszcze sobie krzywdę zrobisz - rzekł gasząc niedopałek w popielniczce - Alma? Nic mi to imię nie mówi. Pewnie jakiś kolejny, nieznany twór Marcus'a. Chodźmy.
Nagle wstał i zgarnął z małej miseczki garść solonych orzeszków. Zapakował je wszystkie do ust i przegryzł zadowolony z miłego posmaku jaki zostawiały w ustach. Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że weszli do pomieszczenia dla obsługi.
Drzwi lekko zaskrzypiały ukazując im mocno oświetlone pomieszczenie przypominające kuchnie. Kuchnia w barze gdzie jedynym jedzeniem były orzeszki mogła dziwić o ile ktoś nie znał "towarzystwa" stołującego się tutaj. John'a naszły nie miłe wspomnienia tego co dane było mu widzieć a czego wolałby nigdy nie zobaczyć. Makabryczne sceny odgrywały się w takich miejscach podczas gdy pokłosie działań Marcus'a "ucztowało". Teraz było tu sterylnie czysto bo ktoś posprzątał po ostatnim posiłku, ale tylko kwestią czasu było gdy po kafelkach znów obficie spłynie ludzka krewa, powoli kierując się do niewielkich kratek ściekowych równomiernie wmontowanych w podłogę. John szedł dalej. Tę "kuchnię" znał na tyle dobrze by wiedzieć, że za nią są jeszcze jedne drzwi, drzwi do chłodni. Rzeczywiście. Przez parę lat od kiedy był tu ostatnio nikt nie zmienił lokalizacji tego miejsca. Gruby łańcuch nie stanowił większej przeszkody. Zerwał go za pierwszym razem i pociągnął za klamkę. Ich oczom ukazał się krwawy widok. Na rzeźnickich hakach wisiały na wpół skonsumowane ludzkie zwłoki. Przemienieni nie chcieli marnować krwi, więc to co kapało zbierane było do podstawionych wiader i później sprzedawane. Mięso zdzierano systematycznie, ogałacając ofiary z kolejnych partii ciała. Dziwnym było tylko to, że nikt nie pilnował tej spiżarni. Zwykle jakiś przemieniony stał na warcie by nie dać przechwycić posiłków, ale tym razem najwidoczniej było inaczej a to oznaczało, że coś ważnego musiało się dziać gdzieś nie daleko.
John wyszedł z pomieszczenia i rozejrzał się. Z kuchni dało się przejść do jeszcze jednego pokoju, w którym zwykle bardziej majętni grali w pokera. Tam zamiast pieniędzy za walutę używano żywych jeszcze ludzi. W takich zresztą okolicznościach poznał Cathrine, wtedy jeszcze nie była przemienioną...
-Cicho...- powiedział szeptem i ostrożnie przyległ do jednej ze ścian.
Szedł prawie na palcach wstrzymując nawet oddech by nie się nie zdradzić. Kilkanaście metrów od spiżarni ukazały się im lekko uchylone drzwi. Trzech mężczyzn rozmawiało o czymś w środku, ale nie dało się zobaczyć ich twarzy. Zastaniałe ich herbata.
-Kolejną kwestią jest przemiana Lavoise'a. Ktoś jest "za"?
-To głupie. Ta ludzka gnida bardziej się nam przyda jako człowiek. Przynajmniej nie ma nic przeciwko bieganiu po mieście za dnia.
-Zgadzam się. Powiedzmy mu, że za rok znowu rozważymy tę opcję.
-Ostatnia kwestia w takim razie. Lucjusz i jego organizacja rozrasta się. Większość ludzkich gangów jest mu podporządkowana. Więcej niż połowa przemienionych wspiera jego aspiracje przejęcia tego miasta. Jakie są możliwości?
-Przemienieni z Woodland mogą pomóc? Ona tam trzyma Marlak'a a to jest stare i silne dziecko Marcusa.
-Marlak to przeżarty przez robale półtrup. Na nic on nam. Większy z niego kłopot niż pożytek.
-Lavoise pracuje nad czymś. Ma nam dostarczyć coś lub kogoś. Nie wiem o co mu chodziło, ale twierdzi, że moglibyśmy przekupić tym Lucjusza żeby zrezygnował z tego miasta i zostawił je nam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz