wtorek, 5 lipca 2011

Herbata #5

Chociaż nie zauważył od razu co się święci i pił spokojnie piwo, nie mógł umknąć uwadze Lamera kant stołka latający w pobliżu, tłuczone szkło zasypujące ich z lecących z półek butelek i bryzgająca krew uderzonego przemienionego. Dziwnie spokojnie dla siebie odstawił piwo jakby bojąc się, że nagły ruch zakłóci równowagę działań i zorientował się, że w toku akcji, skulił się wciąż siedząc na stołku. Wszystko ucichło i słyszeli chrzęst szkła oraz charczenie leżącego mężczyzny. Odwrócił głowę w stronę Johna i omiótł go wzrokiem, potem patrząc na pozostałe do "śniadania" 15 minut. Oddalony trochę bardziej starszy przemieniony z siwymi włosami uniósł lekko laskę przodem w ich stronę i chciał chyba coś powiedzieć ale mu przerwano. Drzwi do baru otworzyły się z hukiem i wpadło dwóch czarno ubranych mężczyzn z krótką bronią maszynową - rozpoznali w nich Niemców Lavoise - herbata.
Lamer odruchowo wybił się naprzód, odrzucając stołek i zanurkował za ladę, gdzie zbierał się wciąż barman. Padł na ziemię i odsunął go obiema nogami a po chwili zobaczył pierwsze strzały. Przeszyły ladę dokładnie w miejscu gdzie przed chwilą skłaniał głowę. Szatkowały półki i kontuar, niszcząc butelki i oblewając go słodkawym zapachem alkoholu. Przywarł płasko do ziemi i liczył, że strzelającym skończy się magazynek ale nie wiedział, że w rzeczywistości działa to trochę inaczej niż na filmach. Już po chwili strzelali ostrożniej, krótkimi seriami, chyba się przemieszczając. Teraz dopiero pomyślał o Johnie i psie; nie skoczyli za nim a teraz nie mógł się wychylić by zobaczyć. Oddychał szybko i ciężko, przytłoczony adrenaliną i wonią wielu pomieszanych aromatów. Złapał barmana za ubranie i chciał wycofywać się, osłaniając nim ale facet był za ciężki i stawiał opór. Odrzucił go, nie wiedząc co zrobić ale w tym momencie usłyszał:
- Pozwól - i jego ręce stały się bezwładne mimo, że jak zawsze obserwował je. Znowu było inaczej. Tak jakby ktoś, coś, napędzało jego myśli, odczytywało je i wypełniało ze zwiększoną siłą. Lewą ręką ujął barmana pod gardłem i pociągnął mocno, znienacka uderzając nim o ścianę, aż wylała się herbata. Jęknął i przestał stawiać opór na krótką chwilę, którą Lamer wykorzystał by przeskoczyć go i użyć jako tarczy. Klęczał na podłodze, zasłaniając się od strony ostrzału barmanem i cofał powoli. Nie wiedział sam kiedy wyciągnął tkwiącą ciągle u boku broń ale teraz widział ją w swojej ręce. Patrzył jak prawa dłoń unosi się ponad głową barmana, naciska spust raz, drugi i trzeci. Cofał się cały czas, coraz mniej słysząc otoczenie, tylko pulsujący głos bulgotania. Wystrzelił jeszcze kilka naboi celując bezwiednie przez ladę mimo, że nic nie widział aż wszystko ucichło, zdawało mu się, że to koniec.
Widział jak ręka zgina się i wraca, opuszcza lufę...aż poczuł na skroni rozgrzaną stal. Przełamując odrętwienie potrząsnął mocno głową i puścił barmana. Wszystkie dźwięki wróciły w tej samej chwili; skrzek przemienionych, dźwięk uszkodzonej elektryki, głośne przekleństwa i szkło pod nogami. Odciągnął od siebie trzęsącą się dłoń i uderzał nią w podłogę, aż broń wypadła i nie stanowiła już dla niego zagrożenia.
Obrócił się i wyczołgał jeszcze metr do końca lady by wyjrzeć na salę. Widział chyba obu uzbrojonych mężczyzn, leżących na ziemi - jednego przy drzwiach i jednego bliżej środka sali. Po Johnie ani Peterze nie było śladu przy stołkach, nie wpadli więc w ogień krzyżowy. Reszta towarzystwa, w tym siwowłosy przemieniony zniknęła i nie wiedział czy wyszli na zewnątrz czy byli też na zapleczu. Na miejscu pozostały tylko ciała atakujących i pięciu postronnych, porozrzucanych w różnych miejscach sali, którzy mogli równie dobrze zostać zastrzeleni serią jak i stanąć na drodze uciekającego Johna. Wśród nich rozpoznał także przemienioną, która sprowadziła na nich kłopoty nakrywając ich w złym momencie i miejscu. Opierając się jedną ręką o ladę wstał, dwa razy nie utrzymując się na nogach i padając. Zaczerpnął powietrza i schylił się po pistolet, umieszczając go niepewnie w prawej dłoni. Dopiero kiedy wstał poczuł ból i zobaczył, że od łokci w dół miał pozdzierane ręce, zdawało mu się też, że został postrzelony w ramię. Spodnie także były porwane, i mokre krwią oraz alkoholem, odsłaniały kilka ran w nodze, prawdopodobnie od szkła.
Zegar wskazywał minutę do rozpoczęcia zabawy przemienionych; czy zawsze wchodzili dopiero na sygnał? Nie chciał być tu gdy wpadną ale czuł, że powinien sprawdzić ciała Niemców. A może był to pretekst - interesował go stan przemienionej z obsługi, wiedział, że oni nie giną tak łatwo a mieli jeszcze do pogadania. Ponadto nie wiedział gdzie poszedł John ale miał nadzieję, że zrobił najrozsądniejszą rzecz i znajdą się na zapleczu bo nie miał zamiaru pchać się drzwiami głównymi wśród napalonych na krew potworów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz