wtorek, 5 lipca 2011

Herbata #9

- Wygląda... dostatnio - zauważył Lamer, biorąc do ręki zdjęcie ubranego w garnitur człowieka z dłuższymi czarnymi włosami, spadającymi na barki i małym wąsikiem pod nosem - Ale na pewno musi być chroniony lepiej niż ta tutaj stołówka.
- Wykorzystaliśmy zaskoczenie, teraz wasz wygląd na pewno będzie rozpoznawalny - wtrącił się niespodziewanie Peter - Obawiam się tylko, że jeśli niedługo nie nauczysz się sam opanować swojego działania i przeciwstawić ingerencjom, możemy ci nie pomóc. Weź się w garść - zakończył i zamilknął.
Lamer otarł wierzchem dłoni krople potu z czoła i odetchnął. Spojrzał na rany i zadrapania i pomyślał o radzie Johna. Myśl o krwi nie wzbudzała w nim emocji, ani odrazy ani apetytu... Nie chciał próbować i nie czuł by było mu to potrzebne ale widział, że coś się w nim zmieniało. Przeszedł się po pomieszczeniu, podniósł i odłożył kilka książek, przejrzał szuflady biurka i w górnej znalazł dziwny nóż.
Obejrzał go ze zdziwieniem, pokazał pozostałym i schował za pasek obok pistoletu.
Z zaplecza wyszedł ostatni i idąc przez salę barową, obejrzał raz jeszcze porozrzucane ciała. "Skoro już to przynajmniej ciekawie" - pomyślał i podszedł do leżącej przemienionej kobiety z obsługi. Poruszała w powietrzu rękami i niezdarnie próbowała wstać, zrzucając nogi na ziemię - było widać, że odzyskuje siły po postrzeleniu.
Podszedł do niej i ujął jej lewą dłoń, unosząc trochę. Zbliżył nóż i trzęsącą się ręką przeciągnął końcówkę noża po wewnętrznej stronie jej dłoni. Ciemna strużka krwi wypłynęła na powierzchnię ale jej widok wciąż nie wzbudzał w Lamerze żadnego odczucia. Czując się coraz bardziej groteskowo, dwa palce zamoczył we krwi i podniósł je do ust. Znał już smak krwi, co prawda własnej ale ten był podobny. Opanował lekki odruch wymiotny i ścisnął nadgarstek kobiety, pozwalając krwi wypłynąć obficiej. Wciągnął głęboko powietrze i by mieć to szybciej za sobą, przyssał się do krwawiącej dłoni. Po paru sekundach odrzucił ją od siebie i schował nóż
- To głupie - powiedział na głos i obrócił się by nie patrzyli na niego. Jak najszybciej wyszedł na zewnątrz i skierował się do samochodu. Miał już wsiadać ale cofnął się i obrócił do ściany by zwymiotować, a tam herbata. Nie wiedział czy był to efekt psychiczny czy biologiczny ale nie interesowało go to: gdy skończył poczuł się zdrowszy, lżejszy ale też bardziej zmęczony. Wytarł się i padł na kanapę samochodu, zamykając oczy.
- Dobra, jedźmy tam gdzie trzeba. Jeśli Alma znowu się odezwie, spróbuję z nią pogadać. Ostatecznie i tak robi co chce. Może mamy jakąś szansę, że nie jest taka najgorsza.
- 28 Maple street - powiedział jeszcze niezbyt głośno, uśmiechając się - widziałem na fakturach. Muszę coś zjeść, chcecie mi powiedzieć, że teraz tylko krew?

1 komentarz:

  1. "Ulica wiązowa, nie raczej klonowa"
    Znad kubka gorącej herbatki pozdrawiam serdecznie ;p

    OdpowiedzUsuń